(Google による翻訳)ここでの夕食が、長文のコメントを書くきっかけになりました。汗をかくなら、せめて楽しいのに、と。
内装:
フォトギャラリーは、未来的な優雅さと1990年代の学生食堂を彷彿とさせる雰囲気を醸し出しています。しかし、実際に足を踏み入れてみると、駅のバーとドライクリーニング工場を足して2で割ったような空間でした。
内装は、ここが「雰囲気のある場所」であることを印象づけようとしています。倉庫で金属を擦る音を聞きながら食事をする、そんな雰囲気を想像すれば、まさにその通りです。
さらに素晴らしいのは?バーのすぐ下にある、マネージャー兼社長兼何でも屋のオフィスです。まるで地下室にいるかのように、洗濯洗剤、ティッシュ、雑巾、書類、その他あらゆるガラクタに囲まれた男が座っています。まさに魔法のようです。
半メートル先にはチョコレートファウンテン。そう、これは本当に起こっているのです。
料理:
星3つです。一つは、とにかく食べ物が豊富だったこと、二つ目は量(本当に多かったです)、そして三つ目は…どうでしょう、勇気でしょうか。
ビュッフェは遠くから見ると印象的ですが、近くで見るとそうでもありませんでした。エビはまるで1週間も水に浸けていたかのようで、チェリーは顕微鏡で分析できるようなコーティングが施されていました。
中華鍋?最初のコースは、焦げた驚きでした。何かが焦げて、料理全体に焦げた味がしました。二つ目は塩気が強すぎました。エビの殻は剥がれず、大きいエビはパサパサして固かったです。
最大の魅力は?チョコレートファウンテン。もしウイスキーで作っていたら、全て納得できたかもしれません。
サービス:
疑問があります。誰が彼らにここに来るように言ったのでしょうか?正直なところ、彼らは人生が冗談だと悟ったばかりのように見えます。彼らはまるで呪われた魂のように彷徨っている。悲しんでいるのか、それともシステムのリセットが必要なのか、はっきりとは分からない。
低い位置でまとめたお団子ヘアの女性は、まだ生きたいと願っているように見えた。敬意を表したい。よろしく。頑張れよ、お嬢さん。
雰囲気:
不条理と都会のサバイバルを愛する人々へ。何でもうまくいくトレンディなバーのコンセプトに飽き飽きしているなら、ここはきっとデトックスになる何かを見つけることができるだろう。
中に入ると、全てが順調に見える。だが、ビュッフェの横の床を見るまでは。汚くて油まみれだ。
そして気づく。音楽は鳴っていない(静寂?いや、いや、厨房の騒ぎ)。90年代風のプラスチックパネルに、金色の装飾とLEDライトが映えて、「ウェディング・ディスコ・パレス」風だ。
バーカウンターには汚れたグラスが山積みになっている。まるで社会学実験のようだ。そしてその隣には、金色と輝きの中に、ドリンクキャリアが置かれた壁がある。
熱処理用の皿を渡そうと通り過ぎると、突然、洗濯用洗剤が!ええ、マジで。料理のすぐ隣に。
長くいるほど、驚きの光景が広がります。まるで脱出ゲームのような感じですが、パズルはなく、サルモネラ菌の危険はあります。
最後に、ここで食事をしようと決めた勇敢な魂にとって最も重要なこと:
入り口でワインが提供されます。少しスピリッツが入ったラズベリーティーのような味です。でも、二口飲めば、もう食中毒の恐怖は薄れます💪
(原文)
Obiad w tym miejscu zainspirował mnie do napisania dłuższego komentarza. Bo jak już się człowiek psychicznie spoci, to przynajmniej niech z tego będzie jakaś rozrywka.
Wystrój:
Galeria zdjęć obiecuje coś na pograniczu futurystycznej elegancji i szkolnej stołówki z lat 90. Na miejscu okazuje się, że jesteśmy w krzyżówce baru dworcowego z halą produkcyjną pralni chemicznej.
Wystrój próbuje nas przekonać, że to „miejsce z klimatem” – i rzeczywiście, klimat jest, o ile marzysz o uczuciu jedzenia w magazynie z odgłosami szorowania blach.
Wisienka na torcie? Biuro menedżera/prezesa/człowieka-od-wszystkiego, które znajduje się tuż pod barem. Facet siedzi tam jakby był w piwnicy, w otoczeniu środków do prania, paczek chusteczek, ścier, dokumentów i gratów wszelakich. Czysta magia.
Pół metra dalej: fontanna czekolady. Tak, to się naprawdę dzieje.
Jedzenie:
Trzy gwiazdki – jedna za to, że w ogóle było co jeść, druga za ilość (sporo tego było), a trzecia... nie wiem, może za odwagę.
Bufet z daleka wygląda imponująco. Z bliska – już nie bardzo. Krewetki wyglądają, jakby mieszkały w tej wodzie od tygodnia, czereśnie z nalotem, który można by analizować pod mikroskopem.
Wok? Pierwsze danie: spalona niespodzianka - dostałam z przypalonymi kawałkami jakiegoś "czegoś", przez co cała potrawa przeszła smakiem spalenizny. Drugie było przesolone. Z krewetek nie chciały schodzić pancerzyki, a te większe były suche i twarde.
Największa atrakcja? Fontanna czekolady. Gdyby była z whisky, może by to wszystko miało sens.
Obsługa:
Mam pytanie: kto im kazał tam być?! Autentycznie – wyglądają, jakby się właśnie dowiedzieli, że ich życie to żart.
Snują się jak dusze potępione – nie wiadomo, czy im smutno, czy po prostu mają reset systemu.
Jedna jedyna pani z kokiem nisko – wyglądała, jakby jeszcze chciała żyć. Szacunek. Pozdrawiam serdecznie. Trzymaj się tam, dziewczyno.
Klimat:
Dla miłośników absurdu i survivalu miejskiego. Jak ktoś ma dosyć konceptów z modnych knajp, gdzie wszystko działa – to tu znajdzie coś na odtrutkę.
Na wejściu wszystko wydaje się okej. Dopóki nie zobaczysz podłogi przy bufecie. Brudnej i tłustej.
Potem zauważasz: brak muzyki (cisza? nie – kuchenny rejwach), plastikową boazerię z lat 90. skontrastowaną ze złotymi dekoracjami i ledami w stylu „weselny disco palace”.
Na barze wieża z brudnych szklanek – wygląda jak eksperyment socjologiczny. A obok, wśród złota i blichtru – ścianka z transporterami napojów.
Przechodzisz obok, żeby podać talerz do obróbki termicznej, i nagle: PŁYN DO PRANIA. Tak, serio. Obok jedzenia.
Im dłużej siedzisz, tym więcej cudów widzisz. To jak escape room, tylko że bez zagadek i z ryzykiem salmonelli.
Na koniec – najważniejsze dla smiałków, którzy zdecydują się tam zjeść:
Wino przy wejściu. Smakuje jak herbata malinowa z dodatkiem spirytusu. Ale hej – po dwóch łykach już się tak nie boisz zatrucia 💪